wtorek, 28 grudnia 2010

Francuska przygoda 2010

PROLOG,
czyli skąd się tu wzięłam

Pewnego grudniowego wieczora, siedząc ze znajomymi ze szkolnej klasy, nie spodziewająca się jeszcze niczego koleżanka Dominika rzuciła w zadymione powietrze krakowskiego pubu ulotne zapytanie, czy któraś z nas nie chciałaby jechać do Francji popracować podczas wakacji. Pytanie to było tak luźno przekazaną propozycją, że sama zdziwiła się, gdy się nim zainteresowałam. Z początku niepewnie, w końcu mój francuski leżał i prosił się o przytulenie, z jej kolejnymi słowami stawałam się coraz bardziej przekonana, że chcę spróbować. Dlaczego nie? To nie pierwsza moja podróż w nieznane do innego kraju, nie pierwsza praca za granicą, nie pierwsza bariera językowa. Kocham podróże, w których mogłabym być bez ustanku. Uwielbiam poznawać nowe miejsca, zwiedzać, błądzić wąskimi uliczkami i górskimi szlakami. Woda to mój żywioł, a gdy jest to Morze Śródziemne nic mi już nie brakuje. Podróż w nieznane jest ogromną przygodą umożliwiającą poznanie życia ludzi, którzy żyją zupełnie inaczej, inaczej myśląc, zachowując się. Po kilku minutach rozmowy byłam przekonana, że chcę jechać. Koleżanka jednak dała mi jeszcze czas na dokładnie przemyślenie, którego już wtedy nie trzeba mi było. Zdecydowałam się tam, tego wieczora, w ciągu kilkunastu minut. Dominika wyjechała z powrotem do Francji, gdzie studiowała w ramach ERASMUSa, swoją drogą całkiem niedaleko mojego przyszłego miejsca pracy. Dopiero po kilku dniach skontaktowałyśmy się za pomocą Skype’a. Zdeklarowałam się na wyjazd, Dominika miała moją decyzję przekazać mojej przyszłej szefowej – Madame Marii Christinie Walewskiej. Mijały tygodnie, a ja zapomniałam o całej sprawie. Nie trzeba było załatwiać wszystkiego tak szybko, praca bowiem miała zacząć się na początku lipca. Dominika miała swoje sprawy, ja swoje. Wymieniałyśmy od czasu do czasu maile. W końcu Madame zgodziła się na mój przyjazd, nie wiedząc jaka jestem, jak wyglądam, znając jedynie moje imię oraz kilka cech przekazanych przez Dominikę. Gdy na wiosnę upewniłam się, że wszystko jest już pewne mogłam kupować bilet. Cena nie była dla mnie istotna, bo całkowity koszt podróży w obie strony miała pokryć Madame. Wieczorem 8 kwietnia zarezerwowałam moją przepustkę do półtoramiesięcznych „wakacji w pracy”, jak nazwała to żartobliwie Dominika. Pierwszy tydzień pracy na farmie jest preludium do spędzenia reszty czasu w sercu Lazurowego Wybrzeża, na skalistym półwyspie połączonym z lądem za pomocą malutkiej plaży i mostku. Tam zaczną się moje wakacje, na farmie czeka mnie tylko praca. Kolejną europejską przygodę czas zacząć.

DZIEŃ -1 10.07.2010 Kac i inne zjawiska poalkoholowe utrudniające pakowanie bagaży
Wracam do domu rano, po 9.00. Wczorajsze oblewanie obrony mojego magistra przypłacam kiepskim samopoczuciem i świdrującą pustką w żołądku, który bynajmniej nie domaga się jedzenia. W pokoju na podłodze porozrzucane rzeczy do wzięcia. Czas rozpocząć pakowanie. Zaczynamy od problemu z torbą. Zabrać większą, która jest nieporęczna, ale wszystko spokojnie zmieszczę, czy mniejszą, łatwiejszą w niesieniu, ale testującą wytrzymałość moich rzeczy na nacisk ze wszystkich stron? Po zastanowieniu i porównaniu pojemności obu wybieram wersję „hardcore” dla moich bagaży. Upycham wszystko, wykorzystując każda wolną przestrzeń. Do jednego buta wejdzie balsam do ciała, do drugiego szampon. Robię drugą selekcję swoich ubrań, w końcu jadę do pracy i większość rzeczy założę raz lub dwa. Nie potrzeba mi tyle. Odpada kilka koszulek i sukienka. Dwie pary sandałów? Nie, wystarczy jedna. Przyda się sprzęt do nurkowania i buty w razie ostrych kamieni i jeżowców. Mata słomiana, ręcznik plażowy, bikini i kremy z filtrem koniecznie, w końcu jadę na wakacje. Statyw? Muszę wziąć, jest szansa na piękne zachody słońca i wieczory przy blasku księżyca. Waży te 1,4 kg, ale jak go nie zabiorę będę bardzo żałować. Nie ma innej możliwości, muszę spakować. Ledwo mieści się do torby, wchodzi ukosem, ale aklimatyzuje się w torbie całkiem nieźle. Do bagażu podręcznego pójdą najcięższe przedmioty, jak komputer, aparat, ładowarki, słownik. To chyba tyle. Resztę dopakuję jutro przed wyjazdem, no a teraz do spania. Jutro długi dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz